poniedziałek, 14 kwietnia 2014

Karmienie piersią. Co ze wsparciem? Brytyjskie realia.


O ja głupia! Do niedawna wydawało mi się, że karmienie piersią jest bardzo instynktowne, a dziecko po porodzie chwyci pierś i będzie po prostu ssało. Rzeczywistość okazała się zupełnie inna. Oczywistym jest, że przede wszystkim potrzebna jest determinacja matki, szczególnie jeśli pojawiają się problemy. Jej nastawienie, spokój, motywacja mają kolosalne znaczenie. Ale czy tylko?


http://ihearttopfreedom.blogspot.co.uk/2012/07/breastfeeding-symbol.html
http://ihearttopfreedom.blogspot.co.uk/2012/07/breastfeeding-symbol.html



Luboś w około godzinę po porodzie nie był zupełnie zainteresowany jedzeniem. Położne mówiły, że może być zmęczony porodem, że trzeba mu dać jeszcze chwilę. Dodatkowo wypluwał duże ilości mazi z żołądka, którą miał tam z życia płodowego. Tłumaczyłam więc to sobie, że on po prostu nie jest głodny, bo coś zalega mu w żołądku i byłam spokojna. Poleżał sobie ponad 3 godziny po porodzie na mojej gołej skórze i potem położne uznały, że trzeba próbować go przystawiać, bo wypadałoby, aby zjadł. Wiedziałam, że colostrum ma wielkie znaczenie dla młodego, dla jego odporności i rozwoju, więc zaczęłam się martwić, gdy on nie bardzo wiedział, co z moją piersią zrobić. Co więcej, gdy pojawiła się wizja odciągnięcia pokarmu ręcznie, aby podać mu go pipetą, to ja też nie wiedziałam, co z moją własną piersią zrobić. Gdy pojawiają się problemy z karmieniem, to dla matki zaczyna się prawdziwa próba. To czy wyjdzie z niej wygrana zależy od niej samej, ale to czy będzie miała odpowiednie wsparcie personelu szpitala wydaje mi się jeszcze ważniejsze. Gdybym trafiła na ludzi, którzy mają w dupie, czy będę karmić piersią, którzy nie okazaliby mi wsparcia, psychicznego i fizycznego, nie dali porady, dawki dobrego humoru, to pewnie z łzami w oczach podałabym synowi butelkę. Wsparcie partnera też jest niesamowicie ważne i tu nie mam nawet się co rozpisywać - luby stanął na wysokości zadania - pierwsze moje samodzielne karmienie (bez położnych) udało się dzięki temu, że własnoręcznie dostawił młodego do mojej piersi. Skupię się jednak na personelu szpitala. 

W szpitalu, w którym rodziłam (Friarage w Northallerton) każda położna, z którą miałam do czynienia (a miałam do czynienia z co najmniej sześcioma różnymi) była dla mnie ogromnym wsparciem fizycznym i psychologicznym, gdy pojawiły się problemy z karmieniem. Przystawianie młodego do piersi, próbowanie różnych pozycji, ale przede wszystkim rozmowy, które uświadomiły mi, że to nie jest ani moja, ani jego wina, że nam nie wychodzi i nie powinnam się obwiniać i czuć się źle ze sobą, to był krok milowy w moim doświadczeniu karmienia piersią. Jedna z nich powiedziała, że młody ma pamięć złotej rybki - to że raz go nakarmiłam, to nie znaczy, że następnym razem będzie pamiętał i wiedział co robić i że problemy mogą się pojawić, ale że oboje nauczymy się siebie i odniesiemy sukces. Na sali poporodowej usłyszałam od położnych w ramach poprawienia humoru, że mam świetny sprzęt do karmienia ("Karolina, you have the most perfect equipment!" :D). Nikt na żadnym etapie nie dał mi odczuć, że nie nadaję się do karmienia piersią, że nie dam rady. Ogromne wsparcie dał mi też pediatra, który przyszedł obejrzeć synka, a zauważył łzy w moich oczach, gdy spytał, jak idzie karmienie. W karmieniu nie pomagało także za krótkie wędzidełko podjęzykowe Lubomira. Pediatra uznał, że można to podciąć, co robi w regionie jeden szpital i kolejka jest długa, więc może to nieco zająć. Ale można też poczekać kilka dni i zobaczyć, czy karmienie się nie ustabilizuje.

Położne z wielką empatią odciągały mi pokarm, aby nakarmić młodego w pierwszej dobie. W drugiej dobie nastąpił przełom i lepiej to poszło. Z bólem, czasem na skraju łez i po kilkuminutowych zapasach z młodym, ale zaczęłam go samodzielnie karmić. Zostałam wypuszczona do domu z masą ulotek i numerów telefonów, gdybym potrzebowała pomocy, informacji, czy wsparcia.

Dzień piąty - masakra. Mleko się zmieniało, piersi były bolące, krem z lanoliną na sutki był najlepszym przyjacielem, a młody zaczął świrować. Przystawienie go to były istne zapasy. Zanim udało się go przystawić ja byłam cała umęczona, on głodny i nerwowy, co też nie pomagało. Zadzwoniła położna (położne odwiedzały mnie po porodzie 5 razy w ciągu 14 dni po porodzie) z zapytaniem, jak się czuję. Odebrał luby, bo ja siłowałam się właśnie z młodym próbując go przystawić. Wspomnieliśmy możliwość pojechania po pompkę, aby odciągnąć pokarm i nakarmić go, bo ja fizycznie już nie wyrabiałam. Deborrah powiedziała - nic nie kupujcie! Za godzinę ktoś u Was będzie, bo ja nie mogę, jestem za daleko, ale wyślę kogoś. Tego dnia miałam więc ponad godzinną wizytę innej położnej, która pomogła mi go przystawić, znowu przedyskutowała różne opcje, dała mi ogromne wsparcie duchowe i powiedziała, że nie zostawi mnie, dopóki nie stwierdzę, że się wygadałam i wyczerpałyśmy wszystkie opcje pomocy. Wypełniła też wniosek o zabieg podcięcia wędzidełka podjęzykowego młodego, ale powiedziała, że w związku z tym, że on stracił na wadze tylko 70 gramów od urodzenia, to znaczy, że dostaje pokarm i nie będzie przyjęty poza kolejką (co oznaczałoby zabieg w ciągu 2 najbliższych dni). Informację o terminie mieliśmy dostać listem ze szpitala w Newcastle, gdzie rezyduje specjalista od korygowania tej wady. List dostaliśmy po ok. 3 dniach - termin zabiegu wyznaczono na 8 kwietnia!  Dodam tylko, że po zabiegu nastąpiła poprawa - młody ssał lepiej i szybciej się najadał.

Dzień 20 i kolejny kryzys - skok rozwojowy, zwiększenie zapotrzebowania na pokarm i moje ciało, które nie nadążało z produkcją. Głodne oczy młodego, który wisiał na piersi co 30-40 minut i wydawał się być ciągle rozdrażniony. Poradziłam sobie. Także dlatego, że miałam przy sobie Mami, która podała mi śniadanie, wycisnęła świeży sok owocowo - warzywny, rozwiesiła pranie. A ja siedziałam na łóżku i dostawiałam młodego, aby stymulować produkcję. W mniej niż 48 godzin kryzys zażegnany. Świadomość, że zawsze mogę zadzwonić do przychodni i ktoś ze mną będzie i mi pomoże bardzo pomogła.

Karmienie piersią choć było dla mnie naturalnym wyborem, nie przyszło łatwo. Walka o nie powiodła się dzięki temu, że się zawzięłam, ale też dlatego, że miałam wokół siebie wyspecjalizowany personel służby zdrowia, który ani przez minutę nie wywołał u mnie poczucia niższości, czy winy za to, że nie potrafię karmić, a wręcz pomógł mi pozbyć się tego typu myśli, które pojawiały się po porodzie. Dodatkowo miałam świadomość i byłam zapewniona, że jakikolwiek będzie mój wybór, to nikt nie będzie agitował czy oceniał mnie - mogłam w każdym momencie podać młodemu butelkę i jestem pewna, że nie naraziłoby mnie to na komentarze.

Życzyłabym sobie, aby każda kobieta, która napotyka na swojej drodze trudności w karmieniu, miała takie wsparcie ze strony systemu służby zdrowia jakie ja miałam, bo nastawienie psychiczne matki to jedno, ale to wsparcie otoczenia w pierwszych ciężkich dniach po porodzie ma niesamowite znaczenie. I choć NHS (brytyjska państwowa służba zdrowia) miewa głupie pomysły (np. płacenie otyłym za zrzucone kilogramy), to w tym przypadku system stanął na wysokości zadania. 

Jestem ciekawa jakie Wy miałyście doświadczenie w tej materii. Napiszcie proszę. 

--

Pozdrawiam i do następnego razu!

Karolina