wtorek, 31 grudnia 2013

Ciuchy w ciąży. Tydzień 27.


Po świątecznej przerwie wracam do świata żywych. Dziś dwa nowe zdjęcia, potem miałam przerwę, więc kolejne będą z ok. 30 tygodnia i z już dość pokaźnym brzuchem. W pośpiechu przedświątecznym (i z powodu szwankującego aparatu :/) nie zdążyłam zrobić zdjęć w sukience ciążowej, ale nadrobię to w przyszły weekend. Mam też do pokazania nową sukienkę BiuBiu, która jest nieciążowa, a sprawdza się świetnie na mojej obecnej brzuchatej sylwetce i jest niesamowicie wygodna - przebiegałam w niej cały dzień na wyprzedażach świątecznych - o tym za parę dni. :)

Dziś też siądę do recenzji kilku kosmetyków firmy Lush, więc będzie coś dla zainteresowanych mazidłami. 



A jeśli o ciuchy chodzi, to dwa zestawy są ze spodniami ciążowymi, a topy ciągle nieciążowe. Jeden to koronkowy top z Next, drugi t-shirt Heisenberg nawiązujący do serialu, który totalnie mną zawładnął w ostatnich tygodniach (pisząc to wypatruję listonosza z paczką - zamówiłam dwa dni temu sezon finałowy). Mowa o "Breaking Bad". Pod topami mam podkoszulki termiczne. 

Zestaw po lewej był do pracy, a zestaw z Heisenbergiem i czerwoną szminką na sobotę - wypad do kosmetyczki, na lunch i kawę i zakupy. Jestem wielką fanką czerwonych ust wyjętych z kontekstu wieczorowego - uważam, że do rurek i t-shirtu wygląda ona równie dobrze. :) Na ustach mam kultową dla mnie (i wielu innych pań) szminkę MAC Russian Red.

--
Pozdrawiam i do następnego razu! :)

Karolina



piątek, 20 grudnia 2013

Awans społeczny



Wielka Brytania to nadal kraj dość silnych podziałów klasowych, a widzę to najlepiej w mojej pracy, gdzie mam do czynienia z farmerami, klasą średnią, ale także lordami, którzy maja średniowieczne zamki, a meble ubezpieczone na miliony funtów. Awans społeczny może dokonać się w czasie pokolenia, czy dwóch, choć raczej z working class do middle class (czyli z robotniczej do średniej), bo do upper (klasy wyższej) już ciężej się dostać - oni, jak się tu mówi, rzadko się mieszają z innymi. ;) 

zrodlo: http://www.mirror.co.uk/news/uk-news/no-thing-british-class-system-1811962


Ja odkryłam w czwartek na Zumbie, że dokonałam nieświadomie awansu społecznego innego rodzaju. Awansowałamw hierarchii lokalnych kobiet. Serio. 

W ubiegłym tygodniu moja ciąża stała się zauważalna dla osób, które nie były świadome mojego odmiennego stanu. Tym bardziej zauważalna na Zumbie, gdzie noszę dość obcisły top. I nagle okazało się, że jestem godna rozmowy! 95% pan, które od roku widzą się ze mną raz na tydzień i zawsze ograniczały się do zdawkowego hello, a czasem nawet i na to nie było je stać, nagle znalazło ze mną temat do licznych, choć monotematycznych rozmów. 

Naprawdę nie sądziłam, że ciąża może mnie awansować w lokalnym mini systemie społecznym. :P 

--
Pozdrawiam i do następnego razu! :)

Karolina


środa, 18 grudnia 2013

Ciuchy w ciąży. Tydzień 26.


Jeden zestaw, to mój codzienny, służbowo - domowy, popularny w tygodniu pracującym. ;) Drugi weekendowy, czy tez imprezowy (na zdjęciu jeszcze nie miałam zrobionych włosów na wyjście, a śpieszyłam się ze zdjęciem, bo światło uciekało). Nadal poza spodniami nie mam tu ciuchów typowo ciążowych. Oł jes. To jedziemy. :)


Weekendowo - imprezowo mogę sobie pozwolić na sukienkę batmanówę. ;) Kupiłam ją na ebay za kolosalne pieniądze (8 funtów, he, he!), do tego zwykle leginsy (zwane przez niektórych ledżinsami - true story!)  i kowbojki z Red or Dead. Jak ktoś ma odwagę i nogi, to może nosić do rajstop; ja noszę ją jako tunik do kryjących getrów i szczęśliwie się składa, że naciąga się na brzuchu i biuście i mogę w niej śmigać w ciąży. :) Na ustach nieśmiertelny mat Russian Red z MAC'a i można iść do ludzi. ;) 


Rurki z Next, dla ciężarówek (ciekawi jakie? zapraszam tutaj), kolejny top z Biubiu (natomiast o tej firmie pisałam niedawno tutaj) - tym razem Haarlem Cherry (99 złotych), który nosi mi się fantastycznie. Weźcie proszę pod uwagę, że pod spodem mam top termiczny - Haarlem oryginalnie nie ma tego czarnego pod spodem, a kopertowy dekolt, który można sobie regulować w zależności, jak ułożymy górę na biuście. 

W tym tygodniu mam Xmas party z moją ekipą biurową. W ruch pójdzie pierwsza i jedyna jak dotąd sukienka ciążowa, więc zaglądajcie tu proszę! :)

--
Pozdrawiam i do następnego razu! :)

Karolina

poniedziałek, 16 grudnia 2013

Ćwiczenia w ciąży. Z obciążeniem/ciężarkami/hantlami.

Kilka miesięcy temu zdjęcie Lea-Ann Ellinson - 35 letniej mieszkanki Los Angeles, podnoszącej sztangę w zaawansowanej ciąży wzbudziło burzę w mediach. Osobiście daleka jestem od krytykowania kobiety, której kondycji i zdrowia nie znam, a wierzę, że jest pod opieką lekarzy czy położnych, którzy na te ćwiczenia wyrazili zgodę. Zresztą ona sama od lat uprawia dyscyplinę Cross - Fit, która jest dość katorżnicza i łączy w sobie różne elementy np. bieganie, pływanie, rower, podnoszenie ciężarów, skakankę, wspinanie się itd. - wszystko szybko i z maksymalnym wysiłkiem, do granic swoich fizycznych możliwości. Kto robi to dobrze i regularnie, ten ma niesamowitą kondycję, siłę, wydolność i szybkość.


Laa-Ann Ellinson; Photo credit: Nick Stern/WENN.com

Są to ćwiczenia ogólnorozwojowe, poprawiające kondycję i wygląd całościowo. Podejrzewam, że kobieta ze zdjęcia podnosi o wiele mniej będąc w ciąży, niż przed nią. Urodziła właśnie trzecie, zdrowe dziecko, a ćwiczy od wielu lat. I bardzo dobrze dla niej.  

Ja choć uważam się za osobę sprawną, to w ciąży odłożyłam sztangę. Nie mam na tyle wypracowanej techniki i postawy, poza tym nie czuję się na siłach, ale nie mam zamiaru krytykować kobiet, które są sprawniejsze ode mnie i jak mniemam słuchają swojego ciała, znają swoje możliwości, a także są pod opieką położnych. Ja ograniczyłam się do hantli o niedużym ciężarze i obciążników na kostki. 

Mam zestaw hantli od 0.5 do 3kg i używam ich albo siedząc na ławce do ćwiczeń (ćwiczenia na biceps, triceps - poszukajcie w Google), albo w trakcie jazdy na rowerze stacjonarnym. Obciążniki stosuję na Zumbie, o której w następnym odcinku, a także na rowerze (każdy po 600g). Są to ćwiczenia, które nie wymagają ode mnie nieludzkiego wysiłku, a poprawiają krążenie, spalam nieco kalorii, poprawia się moje samopoczucie. 



Moje ciało w ciąży się zmienia i wiem, że ciąża na pewno zostawi na nim ślad. I o ile nie panikuję z tego powodu, bo to naturalna kolej rzeczy i myślę o tym, że nasz syn będzie taką radością, że inne rzeczy będą dla mnie mniej istotne. Takoż nie myślę o tym, że w ciąży uda mi się poprawić rzeźbę, bo nie o to chodzi. Jeśli mogę sobie nieco pomóc i zachować choć część mojej rutynowej aktywności sprzed ciąży, to dlaczego nie? Położna powtarza mi, że to z dobrym efektem dla mnie i młodego. No i liczę na to, że będzie mi łatwiej wrócić do regularnych treningów po porodzie. 

Tak więc - hantle (czy nawet butelki z wodą, jeśli nie macie sprzętu w domu) w ciąży polecam - oczywiście po konsultacji z położną/lekarzem i upewnieniu się, że ciąża przebiega prawidłowo. Ja używam także rękawic bez palców (firmy Lonsdale), która mają gumowe wykończenie - dzięki temu chwyt jest lepszy, mniejsza szansa, że ciężarki wymskną się z dłoni, a także lepiej chronione są nadgarstki (usztywnione).

--
Pozdrawiam i do następnego razu!

Karolina

sobota, 14 grudnia 2013

Ciuchy w ciąży. Tydzień 25.



Czyli jestę fashionistko. ;) To był poniedziałek rano, po moim niemal tygodniowym urlopie. A w niedzielę do późna oglądałam "Breaking Bad", serial od którego wprost nie mogę się oderwać. Czym to poskutkowało? Nieprzytomnością w poniedziałkowy poranek i założeniem spodni w kratkę do swetra z paskami. 



 O wiele lepiej poszło mi w weekend, bo nawet nie ubrałam rajstop w kwiatki do sukienki w groszki. ;) Sukienka nieciążowa, a jakże, jeszcze dopinam się do paska, ale musiałam go przesunąć nieco wyżej niż przed ciążą. Cena była odlotowa - 12 funtów, a sporo osób myśli, że to dużo droższa sukienka, gdy ją widzi. Na zimniejsze dni mam pod spodem top termiczny z długim rękawem i tym sposobem mogę w niej śmigać większość roku. A jak już pasek będzie za mały (lada moment), to będę nosić bez paska - też się obroni, już sprawdzałam. :D 


Na nogach miałam jedne z moich ulubionych szpilek z River Island, które kupiłam na wyprzedażach w Boxing Day (drugi dzień świąt) w grudniu 2011. Kocham te zamszowe buty, bo są ultra kobiece, mają specyficzne wycięcie, ale niestety przez ten krój bywają dość bolesne do biegania po mieście. Wiec na imprezę, jakieś wyjście typu: wskakujemy do taxi, potem do knajpy, teatru itp, potem znowu myk do taxi i do domu, to owszem. Kosztowały oryginalnie 40 funtów, ale na pewno kupiłam je przecenione.

 

Spodnie w kratę, to ciążowe z Next, o których pisałam Wam tutaj, a sweterek jest z angory i uwielbiam go, bo jest cienki, a grzeje niemożebnie. Kupiłam go w TK Maxx.


--
Pozdrawiam i do następnego razu! :)

Karolina

czwartek, 12 grudnia 2013

Tanie kosmetyki. Makijaż.


Nie jestem fanatyczką kosmetyków kolorowych. Mam w domu podstawowe (w moim mniemaniu, choć nie mogę powiedzieć, że moje to minimalistyczne podejście) kosmetyki do wykonania w miarę neutralnego makijażu, na większe wyjścia z reguły mam bardziej wyrazistą kreskę i czerwoną szminkę. Nie biegam więc po drogeriach jarając się nowymi kolorami cieni, czy innych kosmetyków kolorowych, bo o ile podobają mi się na kimś, to sama nie mam odwagi i umiejętności, aby walnąć sobie mocniejszy makijaż. Z tego powodu też nie jestem na bieżąco i w zasadzie tylko dzięki kilku brytyjskim guru makijażowym sięgam po firmy czy produkty, których nie znam - jeśli pochwalą je na swoich blogach/vlogach, to ja przy okazji zakupów w mieście zaglądam do firmowych szaf i coś kupuję. Sama z siebie, praktycznie nigdy. Kiedyś miałam inne podejście i kończyło się to tonami kosmetyków wyrzucanych, bo się przeterminowały, nieużywanych bo były kiepskie, albo oddawanych znajomym. Pieniądze wyrzucone w błoto.

Tym razem skusiłam się na kosmetyki makijażowe dwóch firm, z którymi nie miałam do czynienia poprzednio - Make Up Academy (MUA) oraz Collection (zwane wcześniej Collection 2000). Dwa z moich wyborów okazały się być bardzo trafne (poparte opiniami wizażystów), jeden, na który skusiłam się przy okazji, bo była promocja okazał się być bublem. Bublem dla mnie - przypominam, że nie ma kosmetyków idealnych, są tylko idealnie dobrane. Obie firmy są w gamie kosmetyków niskobudżetowych, przynajmniej w UK.

Czaiłam się na inną neutralną paletę MUA, która mogłaby konkurować z drogą (moim zdaniem) Naked od Urban Decay, ale niestety wydaje się być wyprzedana. Jak wróci do sprzedaży, to na pewno ją kupię (Undress Me Too). Tymczasem kupiłam

12 Shade Undressed, Make Up Academy
4 funty 

Jest to paletka 12 cieni w tonacjach brązowo - beżowych, ale także z nutami złota i dwoma kolorami szarymi. Na moje oko  jeden ciemniejszy beż i jasny brąz to maty. Jasne kolory nie są szalenie mocno napigmentowane, ciemniejsze dobrze, ale do wykonania codziennego makijażu dla mnie jest to paletka niemal idealna. Do absolutnego ideału brakuje mi powiedzmy jednego jasnego matowego cienia bazowego. Myślę, że spokojnie można nią wykonać wieczorowe smokey. Większość brązów i beżów opalizuje w ciepłym tonach, dobra opcja dla niebieskookich - wydobywa to naturalny kolor tęczówki.

Cienie na moich powiekach (które się nie przetłuszczają), z bazą Inglot trzymają się ok. 8-10 godzin, choć pod koniec dnia nie są już intensywne. Nie zauważyłam zbierania się w załamaniu powiek, czy osypywania.

W opakowaniu jest dwustronny aplikator gąbkowy, który dla mnie jest bezużyteczny - używam swoich pędzli. Aby nie raziło Was, że paleta wynaleziona w UK jest produkowana w Chinach, to producent napisał na spodzie opakowania, że wyprodukowano w tajemniczym PRC, ha, ha! (Chińska Republika Ludowa po angielsku)

Za tę cenę (!!!) naprawdę nie mam na co narzekać - to zacna paleta, ale nie oczekujmy cudów jak z cieniami MAC. 

Jako, że MUA ma duże obniżki cen przed świętami, a ja miałam tusz na wykończeniu, to zamówiłam też dwustronny tusz 


Fashionista Double Collection Mascara, Make Up Academy 
cena regularna 8 funtów, ja zapłaciłam 1.5 funta w promocji

Całe szczęście, że zapłaciłam cenę promocyjną, bo miałabym wnerwa jak stąd do Szetlandów. Skusiłam się na tę maskarę głównie dlatego, że jest podwójna, co oznacza bazę wydłużająco - pogrubiającą rzęsy, a potem kolor. No, a kolor wg producenta to ultra czarny. A maskara nadająca rzęsom objętości i długości.

Maskara ta daje efekt bardzo naturalnych rzęs, na czym mi nie zależy. Mam naturalnie dość długie rzęsy, ale proste jak druty i muszę je podkręcać i mocno tuszować, aby otworzyć optycznie oko. Stąd maskary udające naturalne rzęsy są nie dla mnie. A ta taka właśnie jest. Poza tym nie mogę jej nic zarzucić - dobrze się nakłada, nie skleja rzęs, trzyma się ok. 10 godzin.  Dla mnie bubel, bo nie spełnia obietnic producenta. Nie zauważyłam jakiegoś wydłużenia, a już na pewno nie pogrubienia. Dla kogoś, kto szuka bardzo subtelnego efektu może być OK. Ja jej już nigdy nie kupię.

Za to na pewno będę wracać do korektora


Lasting Perfection Ultimate Wear Concealer, Collection 
cena ok. 4.20 funta 

Produkt zachwalany przez wiele osób, jego cena jest powalająco niska w porównaniu np. do korektora Estee Lauder Double Wear, który dawał podobny efekt, a kosztuje 4 razy więcej. 

Produkowany w 4 odcieniach (ja mam najjaśniejszy, Fair nr 1), w Chinach, a jakże, to jeden z popularniejszych korektorów w UK sądząc po tym, że pojawia się niemal na każdym tutejszym blogu urodowym. 

Ma bardzo dobre krycie, ale ja nie mam bardzo dużych cieni pod oczami. Używam go też na przebarwienia skórne czy zaczerwienienia koło nosa - tu też sprawdza się bez zarzutu. Od korektora pod oczy mogłabym wymagać jeszcze tylko dwóch rzeczy, których ten produkt nie ma - właściwości odbijających światło, a także lżejszej konsystencji. To myślę, jest konsekwencją niskiej ceny - gdzieś trzeba iść na kompromis.

Wydaje mi się, że mój odcień ma dość neutralne tony - nie znoszę korektorów z różowymi tonami, gdyz one nie korygują cieni po oczami, które mają tendencje do bycia fioletowo - niebieskimi. Z takimi lepiej u mnie radzą sobie korektory neutralne, znowu byle nie za żółte - w drugą stronę też niedobrze.  

Producent podaje, że jego trwałość to 16 godzin. Zapomnijcie. Testowałam go w warunkach biurowych (ok. 9 godzin w pomieszczeniu), a także podczas całodniowego wypadu, gdzie przebywałam przez ok. 6 godzin na powietrzu (w tym na plaży - wiało, było wilgotno i zimno). Korektor trzyma się dobrze (ja go utrwalam transparentnym pudrem bambusowym), ale 10 godzin to max. co mu daję, przy czym po tym czasie część z niego gdzieś się ulatnia i efekt nie jest taki, jak po nałożeniu. Mnie to satysfakcjonuje, bo nie oczekuję od makijażu trwałości szesnastogodzinnej. Do codziennego użytku jest świetny; jakbym szła na czerwony dywan i pod flesze aparatów, to pewnie wybrałabym inny produkt. ;)
 
Plusem dla mnie jest aplikator z gąbką - nie trzeba wyciskać produktu na dłoń i używać dodatkowego pędzelka. Ja po nałożeniu go pod oczy wklepuję go palcami.  

Podsumowując - dobry produkt za niewielką cenę, ale cudów też nie można oczekiwać - wydaje mi się, że to nie jest produkt, który pomoże zatuszować gigantyczne cienie pod oczami (jak profesjonalne kamuflaże) i dla niektórych jego konsystencja (dość gęsta jak na korektor pod oczy) może być nie do zaakceptowania. Ja jestem zadowolona. 

Mam nadzieję, że te informacje będą Wam przydatne, gdybyście szukali kosmetyków za względnie niską cenę i dość dobrej jakości. Z tego co wiem, że MUA jest w Polsce, a Collection można kupić na Allegro, ale na pewno znacie kogoś, kto mógłby Wam go kupić na wyspach.

Dajcie proszę znać, czy znacie te produkty, a może planujecie kupić?

--
Pozdrawiam i do następnego razu! :)

Karolina

wtorek, 10 grudnia 2013

Ćwiczenia w ciąży


Zacznę od tego, że ciąża to odmienny stan fizjologiczny, ale nie choroba. Prawidłowo rozwijająca się ciąża nie stanowi żadnego przeciwwskazania do pozostania osobą aktywną fizycznie. Oczywiście trzeba zachować pewne środki ostrożności, skonsultować się z lekarzem prowadzącym lub położną zanim zdecyduje się jaki rodzaj aktywności i w jakim stopniu uprawiać. O wiele gorsze dla kobiety i jej dziecka jest zlegnięcie na kanapie na kolejne miesiące. Umiarkowana aktywność fizyczna sprzyja lepszej odporności, poprawia samopoczucie, zapewnia dobre krążenia krwi, dotlenienie, wspomaga obciążony dodatkowymi kilogramami kręgosłup, wzmacnia mięśnie, przygotowuje ciało do porodu. Czym on nie jest jak potwornym wysiłkiem fizycznym? Pobieglibyście w maratonie kompletnie do niego nieprzygotowani? Wątpię. 


 Przed ciążą byłam aktywna. Regularny ruch sprawiał mi przyjemność, czułam się zrelaksowana psychicznie i fizycznie. Nie wyobrażam sobie życia bez jakiejś formy aktywności, a sama od lat skaczę po różnych jej formach. W ciąży zrezygnowałam z jazdy konnej - to dla mnie nowa dziedzina, jestem niedoświadczonym jeźdźcą, a i dochodzi element, którego nie jestem w stanie kontrolować w 100% - zwierzę. Nie powiem, że nie odstawiłam tego z żalem, bo kontakt z koniem wprowadzał mnie w stan totalnej harmonii ciała i ducha, ale rzecz jasna dla dobra naszego syna konie zostały odłożone na przyszłość. Jeśli będzie chciał, to będziemy jeździć na nich razem.

Odłożyłam też sztangę. Dlatego, że głównie ćwiczyłam z nią martwy ciąg, a tu trzeba mieć doskonałą technikę, opanowanie i praktykę, aby wykonać to ćwiczenie prawidłowo i bez szkody dla ciała, szczególnie takiego z rosnącym dzieckiem w środku.

Co robię? Chodzę regularnie na Zumbę, ćwiczę jogę dla ciężarnych, jeżdżę na rowerze do spinningu, używam hantli, jeśli pogoda mnie nie przeraża, to staram się spacerować na świeżym powietrzu - u mnie tereny są pagórkowate, więc to dość intensywny spacer. Od ubiegłego tygodnia udało mi się wcisnąć basen w nasz grafik. O tym wszystkim opiszę Wam w odcinkach poświęconym kilku ćwiczeniom, które wykonuję. :)

Jak się po tym czuję? Rewelacyjnie. Dla mnie wysiłek fizyczny to forma relaksu. Ciąża tego nie zmieniła. Spotykam się z pytaniami "a Tobie wolno?".  Nie, nie wolno. Kobiecie w ciąży wolno tylko leżeć i czekać na rozwiązanie. Ech.

--
Pozdrawiam i do następnego razu! :)

Karolina 

 

sobota, 7 grudnia 2013

BiuBiu ubiera kobiece kształty. Moja opinia o ubraniach tej marki.


W cyklu poświęconym ubraniom, które noszę w ciąży (95% nieciążowych!) pojawiły się już dwa topy polskiej firmy BiuBiu (tu w tygodniu 20 oraz w tygodniu 21). W ubiegłym tygodniu zamówiłam dwa kolejne, w tym jeden typowy dla ciężarówek i matek karmiących. Oba okazały się być strzałem w dziesiątkę, a ja jako bardzo zadowolona klientka postanowiłam przybliżyć nieco tę polską firmę moim czytelniczkom. A swoje topy pokażę w kolejnych odsłonach ciążowego cyklu. 

 

Dla mnie pierwszą firmą produkującą ubrania dla kobiet uwzględniające poza standardowymi rozmiarami także rozmiar biustu była brytyjska Pepperberry, z którą miałam przyjemność zapoznać się też na castingu, na który mnie zaprosili w ubiegłym roku (pisałam o tym na drugim blogu, więc zainteresowanych odsyłam do tego wpisu). BiuBiu poznałam dzięki Ptasi, na której podziwiałam dobrze dopasowane topy, które nie dość, że ładnie podkreślały talię, to nie spłaszczały biustu. Coś dla mnie - pomyślałam - ale trochę mi zajęło, zanim złożyłam pierwsze zamówienie. Poważny błąd. ;)

BiuBiu  jest pierwszą w Polsce firmą, która oferuje ubrania zadedykowane kobietom z większym biustem. Zapomnijcie o koszulach, których albo guziki się rozchodzą, albo jeśli guziki są w ryzach, to całość jest workowata i nie widać Wam talii. Pomyślcie o bluzkach, czy sukienkach które podkreślą Wam ładnie talię, ale przy okazji zmieszczą obfity biust. Panie, które chcą ukryć brzuszek też znajdą coś dla siebie w ofercie sklepu. 

 

 


Poza tym, że jestem zadowolona z kroju i jakości tych ubrań, to lubię i chcę promować tę firmę i osobę, która za nią stoi także z innych powodów. Po pierwsze dlatego, że Kinga miała pomysł, w który wierzyła i mimo, że ludzie w szwalniach pukali się w głowy (Pani! Kto będzie nosił ubrania z tak wąskimi plecami i obszernym przodem? Nie pomyliła się Pani z konstrukcją? itp.), to ona się uparła, aby linię wprowadzić na rynek i... szyć ją w Polsce. To nie jest masówka z Azji, gdzie jak każdy wie, płaca i warunki pracy są niejednokrotnie skandaliczne. Tak, BiuBiu szyje w Polsce i z dobrej jakości materiałów. I na te ubrania nie trzeba wydać pół pensji. To są powody, dla których uwalam, że zasługuje na atencję świadomego i wymagającego konsumenta. A wierzcie mi, że doceniają to klientki z całego świata - mam kilka znajomych, które noszą ubrania BiuBiu po tej stronie kanału La Manche, ale także po drugiej stronie oceanu! 



Zainteresowanym tą marką polecam ich sklep on-line (wysyła też poza Polskę!), a także wywiad z właścicielką

 

Wszystkie zdjęcia w tym wpisie dzięki uprzejmości BiuBiu.

 

Czy słyszeliście o tej marce? Czy też macie problemy z dobraniem dobrze skrojonych ubrań z powodu rozmiaru Waszego biustu?  Chętnie poczytam Wasze opinie. :) A za parę dni postaram się wrzucić zdjęcia w moich nowych nabytkach - jednym topie regularnym, a drugim zaprojektowanym dla kobiet w ciąży. :)


--

Pozdrawiam i do następnego razu! :)

Karolina 

 

środa, 4 grudnia 2013

Ciuchy w ciąży. Tydzień 24.



Przeskoczyłam 23 tydzień, gdyż ani nie urosłam specjalnie, ani też nie miałam czasu robić zdjęć rano, a wieczorami mam fatalne światło. Tak więc dziś szybki wpis z kolejnego tygodnia, w którym miałam wizytę kontrolną u położnej i dowiedziałam się, że od przyszłego tygodnia mam rosnąć dramatycznie. ;) Zobaczymy... ;) Na razie mam względnie mały brzuch, ale ciągle w statystycznej normie. Dopinam się w płaszcz zimowy (Asos), który noszę od ubiegłego tygodnia, bo się oziębiło. Kto mnie widzi w płaszczu nawet nie podejrzewa, że spodziewam się dziecka.


Sukienka z szyfonu jest z czasów sprzed ciąży, tak wdzięczna, elastyczna i z gumką, co powoduje, że z chęcią ją noszę do teraz. W wersji jesiennej mam pod spodem termiczny top, a jeśli jest mi zimno, to narzucam na górę kardigan. Kupiłam ją on-line, firma mi wcześniej nieznana (AJC), a nadruk to urocze buldożki francuskie. :) Oryginalna cena to chyba 35 funtów, ale miałam kupon na 20% zniżki. :) 

Mam w zanadrzu jedną fantastyczną ciążową sukienkę, którą pokażę w następnych tygodniach, więc zaglądajcie tu proszę. :) 

--
Pozdrawiam i do następnego razu! :)

Karolina


poniedziałek, 2 grudnia 2013

Projekt denko #2. Speszial ediszyn.

Kolejna odsłona projektu denko, czyli krótki opisy i recenzje kosmetyków, które zużyłam w ostatnich tygodniach. Tym razem jednak wydanie specjalne, bo będą tylko kosmetyki jednej firmy, którą odkryłam przez blogi urodowe i kanały na YouTube, ale ostatecznie zdecydowałam się na zakupy za rekomendacją Ptasi (mua :*) i nie wyobrażam już sobie pielęgnacji bez niektórych produktów z tego sklepu.

Mowa o Biochemii Urody. Jeśli jeszcze nie słyszeliście, to pokrótce napiszę, o co biega. Jest to sklep nietypowy, bo oferujący nie tyle gotowe kosmetyki (choć też), ale surowce i półprodukty kosmetyczne w postaci samodzielnej lub jako odpowiednio skomponowane i odważone zestawy, służące do wyrobu (w zaciszu własnego domu) własnych, naturalnych kosmetyków pielęgnacyjnych. Biochemia Urody to również dobre źródło informacji na temat działania poszczególnych składników kosmetycznych. Jeśli macie zapędy na młodego chemika, to jest to coś dla Was. ;) Jeśli nie bawi Was samodzielne mieszanie kosmetyków, które nota bene jest proste jak drut, bo firma daje Wam jasne instrukcje, to warto wypróbować Biochemię Urody z innego powodu - kosmetyki, które użyłam (i inne, które dziś nie ukażą się we wpisie, ale w kolejnych odsłonach cyklu) okazały się być niezwykle skuteczne i atrakcyjne cenowo. 

Jeśli chcecie wiedzieć więcej, to zapoznajcie się z ich stroną www, a ja jadę z tym koksem. Zużyłam:


Tonik z kwasem PHA 6%
18.50 zł.

Delikatny, bezalkoholowy i silnie nawilżający tonik z kwasami, dobry dla osób, których skóra nie toleruje kwasów AHA i odpowiedni przy braku systematycznej ochrony przeciwsłonecznej. Moja skóra początkowo reaguje na niego mocnym zaczerwienieniem, ale następnego dnia rano jest świeża, świetlista i napięta. Nie jest to produkt tak dobry jak Liquid Gold, o którym Wam pisałam, ale niewiele mu brakuje do niego, a i cenowo jest bardziej konkurencyjny. Niestety do stosowania tylko max. 2 razy w tygodniu. Piszę niestety, bo efekty następnego dnia są tak dobre, że chciałabym mieć tak działający produkt za tę cenę, który można stosować co drugi dzień. Stosuję tylko na noc i kiedy nie robię kuracji Liquid Gold. Produkt, którego zużyłam już półtorej opakowania i na pewno będzie ich więcej. 

Podwójny żel hialuronowy 2% EKO 
21.80 zł.

Żel nawilżająco - przeciwzmarszczkowy w postaci kompleksu dwóch typów kwasu hialuronowego - dzięki temu wnika do głębszych warstw skóry. Ten produkt stosowałam tylko na noc 2-3 razy w tygodniu. Dlaczego tylko na noc? Bo mimo, że nawilżał skórę (szczególnie w połączeniu z odrobiną naturalnego olejku), lekko ją napinał, to często lubił się rolować, stąd nie jest to dla mnie dobry produkt pod makijaż. Nie kupię go ponownie, tylko dlatego, że wypróbowałam inny żel hialuronowy, który sprawdził się lepiej przy mojej cerze i jak skończę opakowanie, to o nim napiszę. 

A i jeśli zasadzacie się na żel hialuronowy, to polecam kupić od razu butelkę kosmetyczną 15 ml z pompką typu air-less- znacznie ułatwia pracę z produktem (cena 5.90 zł.)


Sok z aloesu 100% EKOLOGICZNY 
19.90 zł. 

Aloes znany jest z właściwości kojących, nawilżających, antybakteryjnych i regenerujących. Sok kupiłam z myślą o używaniu rano do przetarcia twarzy po nocy, odświeżenia jej i przygotowania do nałożenia kosmetyków na dzień. Jest to produkt intensywnie działający i na moich policzkach po przetarciu ich wacikiem nasączonym sokiem występowały zaczerwienienia. Doczytałam na stronie BU, że w tym przypadku powinnam rozcieńczać sok innymi hydrolatami, to pewnie w przyszłości uczynię, tylko muszę się dowiedzieć jakimi i w jakich proporcjach. Działania aloesu nikomu nie muszę reklamować, myślę więc, że to dobry produkt, tylko, że ja go nie stosowałam odpowiednio do mojej cery. Dam mu kolejną szansę, bo raczej ciężko mi się przekonać do drogeryjnych toników i chcę eksperymentować z naturalnymi hydrolatami. Sok ten ma bardzo szerokie zastosowanie, więc doczytajcie na stronie producenta - ja używałam tylko jako toniku w wersji nierozcieńczonej. 

***

W kolejnych odsłonach projektu denko ukażą się na pewno inne produkty BU, których teraz używam: żel hialuronowy z pantenolem, olej Monoi Frangipani Eko oraz puder bambusowy z jedwabiem. Zasadzam się też na jakiś hydrolat i serum, być może uda mi się kupić te produkty jeszcze w grudniu i w przyszłym roku przekazać Wam moje wrażenia. 

Znacie, lubicie kosmetyki tej firmy? Dajcie proszę znać. 

--
Pozdrawiam i do następnego razu! :)

Karolina

piątek, 29 listopada 2013

Zakupy. TK Maxx. "Dlaczego sobie to robisz?"


W TK Maxx szukałam sportowej kurtki w rozsądnej cenie. Takiej, w której mogłabym wyskoczyć z basenu (no, nie z samego basenu z wody, ale z budynku ;) ), Zumby, czy po prostu na spacer (w wydaniu sportowym) w jesienno - zimowe dni. Takiego zamiennika dla mojej ukochanej kangurki, która przejechała ze mną po całych wyspach i nie raz ratowała od deszczu i wiatru, a która już się nieco znosiła, a i jest mało praktyczna dla osoby z odstającym brzuchem. Jak to w życiu kapryśnej kobiety bywa poszłam po kurtkę, a wyszłam z czymś innym. 


A konkretnie z olejkiem, który podobno jest dobry do pielęgnacji skóry, szczególnie w okresie ciąży (na opakowaniu jak byk pręży się zgrabna kobieta z wielkim brzuchem). Skusił mnie, bo ma bardzo dobry skład, brak parafiny, a i przyznać muszę - do olejków mam słabość. Zapach bardzo ładny (cytrusowy), konsystencja jak na olejek przystało, skład naturalny, ale czy zadziała? Tego nawet najstarsi górale nie wiedza. Na pewno doraźnie zatrzymuje wilgoć w skórze. Pojawi się w projekcie denko.




Do koszyka dorzuciłam też obciążniki Everlast - na kostki lub nadgarstki, każdy po 600g (mam różne sprzęty do ćwiczeń z tej firmy i jestem zadowolona). W okresie ciąży zrezygnowałam z jazdy konnej, ale nie z aktywności w ogóle. Na Zumbie nie skaczę tak energicznie, jak kiedyś, wsłuchuję się w organizm i on mi podpowiada, że mogłabym wycisnąć z siebie nieco więcej. Jednak ze skakania jak dzika, słuchając rad mojej instruktorki zrezygnowałam. Dołożyłam więc sobie obciążniki na nogi. Niby tylko 600g, ale przy setce powtórzeń mięśnie odczuwają różnicę.

Tak wiec idę sobie do kasy z tymi dwiema rzeczami (dzielnie nie kupiłam nic do domu, a może po prostu widziałam, że przed nami jeszcze Ikea? ;P ), a młodzian na kasie z zawadiackim uśmiechem na twarzy, pakując wszystko do torby:

- Dlaczego sobie to robisz?

Wiedziałam doskonale, że chodzi o ciężarki Everlast, ale ja, jak to ja z premedytacją spojrzałam mu w oczy i powiedziałam udając głupa: 

- Ale o co Ci chodzi? O ciężarki, czy o tę rzecz dla ciężarnych? Bo jeśli o to drugie, to już za późno...

 Zmieszał się lekko. ;)

--
Pozdrawiam i do następnego razu! :)

Karolina

środa, 27 listopada 2013

Ciuchy w ciąży. Tydzień 22.







Sukienkę w pepito uwielbiam i mam ją chyba od dwóch lat, a kupiłam w Primark za wygórowaną cenę. ;) (ok. 12 funtów). Jest to sukienka na obecną pogodę, bo jest z nieco grubszego materiału. Miała pomarańczowy pasek, ale już się w niego nie mieszczę, więc noszę bez. Szalenie wygodna. Pod spodem termiczny top z HeathTech. Szpilki a'la tweed z Next.


Spodnie to rurki dla ciężarówek z Next, już się pojawiły w tej serii. Top z Uniqlo, też seria termiczna HeathTech, ale tym razem wypuszczona w kooperacji z Orla Kiely - jedną z moich ulubionych projektantek. Lubię jej klasyczne ciuchy, ale także akcesoria do domu. Mam z tej kolekcji drugi top, który pewnie się też pojawi kiedyś na blogu. Topy pojawiły się w rewelacyjnej cenie, ok. 13 funtów. Dla fanów talentu Kiely nie lada gratka, tym bardziej, że regularne kolekcje są drogie (dla przykładu przepiękne spódnice startują od 200 funtów). Botki jakieś stare, to ich ostatni sezon. ;) Next, stylizowane na militarne (opinaczy nie widać, są od spodniami).

Sukienka podkreśla powiększający się brzuch, prawda? ;) Choć nie mam jeszcze piłki, mam brzuch jak nażarta baba z wzdęciem. 

--
Pozdrawiam i do następnego razu! :)

Karolina


poniedziałek, 25 listopada 2013

Stan błogosławiony. Przekleństwo to ludzie.


Nie, nie mogę powiedzieć, że w 100% przez cały czas czuję się rewelacyjnie. Tu czasem pobolewa, czy dokucza, ale generalnie rzecz biorąc - tak, mogłabym powiedzieć, że to jest błogosławieństwo - mam w sobie nowe życie (no cóż, Schopenhauer by się ze mną nie zgodził ;) ) i generalnie czuję się dobrze.


źródło: buzzle.com

Co jest przekleństwem w ciąży? Inni ludzie. A w szczególności (przykro mi to stwierdzić) - kobiety. 

Dla porównania: mój szef codziennie rano: dzień dobry, jak się ma duży brzuszek? (nawet gdy jeszcze nie było go widać) kontra nasza sekretarka: rzygasz już? Nie? Możesz jeść, masz apetyt, serio? To dziwne. W nocy nie jesz? Ale zobaczysz jak Ci tylko brzuch wywali, ten pępek wygląda okropnie... 

Ale i tak najlepsza była w kwestii gratulacji. O tak, gratulacje to osobny rozdział. 

Kobieta oczekującą dziecka ostatnie czego chce usłyszeć to:

- kiedy wrócisz do pracy?
- kto się zajmie dzieckiem? Przecież nie macie rodziny i nikogo do pomocy w pobliżu.

Ale najlepsze jest: jeszcze nie gratuluję, jest za wcześnie (w sensie - możesz jeszcze stracić to dziecko).

Co się stało ze starodawnym, grzecznym: gratuluję albo wszystkiego dobrego? Na to było stać moich znajomych i przyjaciół, którzy nie znoszą wręcz dzieci, ich nie mają lub/i nie planują mieć. Jak widać, nie wszystkim to od razu przychodzi do głowy, gdy słyszą, że ktoś jest w ciąży. A szkoda.

Rzygasz?

Skoro ja rzygałam, ciocia Hela rzygała, Krysia z drugiego piętra też, to Ty także musisz. Jak nie rzygasz, to może jednak nie jesteś w ciąży? Pierunie! Jestem w ciąży i nie, ani razu nie rzygałam - serio, mówię Wam, I tell you. ;) 

Śledzie, kiszone ogórki, lody, ciasteczka imbirowe? 

Moje życie w dużej mierze podporządkowane jest kulinariom. Czytam o nich, gotuję, oglądam na YouTube, często o nich myślę i przez ostatnie powiedzmy 20 lat, albo od kiedy pamiętam miewam napady uczucia, że coś muszę nagle zjeść. Takie zachcianki. Dotyczą rożnych rzeczy - pikli, domowego ciasta z okresu dzieciństwa, pierogów, kuchni indyjskiej, czy lodów. Śledzie takie typowo polskie, to u mnie rarytas, do polskiego sklepu mam 50km, nie chce mi się tam jeździć regularnie, więc miewam na nie napady - jak to na rarytas. Ciąża nie ma nic do tych smaków. No, ale jak wyżej - skoro Ty miałaś ochotę na śledzie, ciocia Hela itd... Albo - na kwaśne to chłopak, na słodkie - dziewczynka. Co ja bym zrobiła bez tych biblijnych przypowieści? (sic!)

Kiedy będziesz odpoczywać?

Eeee... Jak się zmęczę, to odpoczywam? Kładę się na sofie z książką, filmem, czy tak po prostu pod kocem i odpoczywam? Co więcej - chodzę na fitness i ćwiczę w domu - dla mnie to forma relaksu. To chyba zasługuje na osobny wpis. :)

Dlaczego jeszcze pracujesz? Nie idziesz na L4? 

A dlaczego miałabym nie pracować, skoro czuję się dobrze, a ciąża rozwija się prawidłowo? Siedzę przy biurku większość dnia, z przerwami na krótkie spacery po biurze, do banku czy na pocztę (jak ładna pogoda, to w przerwie na lunch na świeżym powietrzu), a jak skończy mi się papier do drukarki, to kolega wnosi mi na piętro cały karton, abym nie dźwigała. Zwolnienie lekarskie z powodu ciąży? To nie jest Polska... 

A propos różnic miedzy UK, a Polską, to jest kilka ciekawostek. Chyba poświecę im osobny wpis. 

Zęby Ci się już psują? Ewentualnie: uważaj, bo zęby Ci się będą psuły.

A najlepsze jest to, że usłyszałam to od jednej pani, której dieta pozostawia wiele do życzenia, a jedynym źródłem wapnia w jej menu wydaje się być serek Danio. 

Serio - jakby to wziąć do kupy wszystko, to pomyślałabym, że ostatnie 5 miesięcy miało być orką na ugorze, a ja będę się wiła z bólu, w środku nocy wysyłała lubego po pudełko lodów, albo będę musiała zbierać na sztuczną szczękę. I tak wiem - jeszcze dużo przede mną. Piszę tu o reakcjach, radach i pytaniach, które wywoływały we mnie nieodpartą chęć ucieczki na totalne pustkowie i wycia do księżyca.

I moje ulubione na koniec. TADAM!

Co z kotami? albo Nie zmieniasz chyba kuwet? albo Serio nie miałaś testu na toksoplazmozę? 

Co ma być z kotami? Poza tym, że chyba czują, że jestem w ciąży, bo się tulą bardzo, nawet Buka, która w przeciągu ostatnich 7 lat przejawiała miłe uczucia może trzy razy, to teraz codziennie wchodzi mi na kolana, ugniata i mruczy, a najchętniej śpi obok mojego brzucha.

Kuwety to działka lubego i zawsze tak było w naszym domu. A testu nie miałam, gdyż wg brytyjskiego systemu zdrowotnego nie jestem w grupie podwyższonego ryzyka (jak kobiety pracujące na farmie, czy w biznesie weterynaryjnym). Testu się dla mnie nie przewiduje, a ja nie jestem Don Kichotem, aby walczyć z systemem - wydaje mi się, że warto w tym okresie poświecić energię na inne działania i zadbać o siebie jak najlepiej mogę. 

Zabawne, że nikt nie spytał, kto zajmuje się naszym ogródkiem warzywnym, albo czy myję dokładnie sałatę, albo czy oprawiam surowe mięso w rękawiczkach? Tak, toksoplazmoza to nie jest od kocia choroba, ryzyko czai się gdzieś indziej. Nie bagatelizuję jej, bo to choroba, która zagraża ciąży, ale mówię, że koty to nie jest największy problem, a ona sama obrosła grubą warstwą mitów. A wszystkim, którzy wyrzucili koty z domu, gdy pojawiła się ciąża powiem tak: nie zasłużyliście na kota. Nie jestem pewna, czy w ogóle na jakiekolwiek zwierzę poza rybkami w akwarium.  Nawet w przypadku, gdy kobieta nie ma przeciwciał, co wykazuje test, to należy zachować środki ostrożności, a nie pozbywać się zwierzęcia z domu.


Z reguły po każdym z tych pytań pada moja grzeczna odpowiedź (tak, pomyślałam, że dam upust emocjom na blogu), po której następuje zdziwienie pytającej. Bo przecież każda kobieta musi znosić ciążę tak samo. A systemy opieki zdrowotnej na całym świecie funkcjonują na tych samych zasadach. A już najlepsi są po prostu ginekolodzy z Polski i tylko do nich powinnam latać, nie zważając na koszty (moje i podatników) i ewentualnie konsekwencje zdrowotne. 

 A i czekam jeszcze na opowieści o koszmarze porodu, bo tego właśnie mi trzeba. ;)

--
Pozdrawiam i do następnego razu! :)

Karolina

piątek, 22 listopada 2013

Jak zdenerwować Anglików? Mowa o imieniu.



A konkretnie: jak zdenerwować Anglików mieszkających na wsi w Północnym Yorkshire zajmujących się od pokoleń farmą i takich z typu WASP (White Anglo-Saxon Protestant)? Luby wpadł na wyśmienity pomysł.

Nagabywali go o imię naszego syna. Odpowiedział, że jest takie jedno angielskie imię, które było najbardziej popularne w Londynie i w trzech innych rejonach Anglii w 2012 roku wg rządowych statystyk. 

Mohammed.*



zrodlo: http://www.loose-as-a-moose.co.uk

* w pierwszej piątce było też Muhhamad.


--

Pozdrawiam i do następnego razu! :)

Karolina

środa, 20 listopada 2013

Ciuchy w ciąży. 21 tydzień.

 
Spodnie ciążowe, o których pisałam we wpisie o zakupach, a topy nadal regularne. :) Czerwony z Next, beżowy z BiuBiu, dokładnie ten sam model, który pokazywałam w 20 tygodniu w wersji niebieskiej. Pod spodem mam termiczne topy z Uniqlo, seria HeathTech. 

W tym tygodniu weszłam na wagę i się trochę przeraziłam, ale trudno - teraz nie mogę być dla siebie za surowa. Ciąża i niska temperatura nie sprzyjają jedzeniu małych ilości i lekkich dań - mi się koszmarnie chce węglowodanów (ziemniaki wróciły do łask). Jeszcze się mieszczę do większości regularnych ubrań. Do górnych części, dolnych nie - dwie pary ciążowych spodni ratują mój tyłek. ;)



--
Pozdrawiam i do następnego razu! :)

Karolina

poniedziałek, 18 listopada 2013

Alpha H Liquid Gold - płyn z kwasem glikolowym. Recenzja produktu.



Produkt ten od dawna zachwalany jest przez jedną z moich ulubionych blogerek/vlogerek urodowych Ruth Crilly - jedną z dwóch Brytyjek, które regularnie czytam i oglądam na YouTube od lat i ich opinię sobie cenię. Mimo, że nie jest to produkt najtańszy, to zasłużył na stałe miejsce w moim zestawie kosmetyków do pielęgnacji. 

Po lewej stary, po prawej nowy design

Skusiłam się na niego ubiegłego lata, gdyż postanowiłam regularnie używać produktów z kwasami, a poza tym byłam koszmarnie pogryziona przez meszki. Moja skóra zachowuje się w taki sposób, że wszelkie wypryski, bąble, pryszcze itp. znikają dość szybko, ale plamki po nich potrafią zostać miesiącami. :( Najgorzej jeśli je opalę, wtedy jest szansa, że w mniej lub bardziej bladej postaci zostaną na zawsze. Są to małe plamki, ale dla mnie osobiście pigmentacja skóry postarza ją bardziej niż wszystkie zmarszczki. Stąd mam nieco fioła na punkcie kosmetyków wyrównujących koloryt skóry, rozjaśniających, a także filtrów przeciwsłonecznych. 

Jest to płyn do stosowania na noc, którego zadaniem jest złuszczenie naskórka, rozjaśnienie i wyrównanie kolorytu skóry, walka z zaskórnikami i powiększonymi porami. Co ważne, to nie jest produkt jaki nakłada nam kosmetyczka w salonie - stężenie kwasu glikolowego jest niewielkie, nie przekracza 5%, inne składniki to wyciąg z lukrecji i jedwabiu. Ale także alkohol. Tego ostatniego się obawiałam, okazuje się, że niepotrzebnie. Skóra po preparacie wydaje się być delikatnie napięta, ale nie ściągnięta, czy sucha. W zasadzie codziennie używam czegoś z SPF 20-50, więc nie ryzykowałam wyjścia na słońce bez ochrony podczas używania tego produktu, choć jak wspomniałam stężenie kwasu nie jest duże. Nie robiłam tego na wszelki wypadek - tak po prostu wyszło. 

Preparat można nakładać co 2-3 dni. Umytą i osuszoną twarz i szyję przecieram wacikiem nasączonym nim i już nic innego nie nakładam. Używam tylko jako kuracji nocnej, jak zaleca producent. O dziwo, skóra po leciutkim zaczerwienieniu i czasami bardzo delikatnym pieczeniu przez minutę po użyciu produktu, nie jest wcale ściągnięta, sucha itp. Można użyć po tym kremu na noc, ale jak zapewnia producent - działanie jest lepsze, gdy Liquid Gold zastosujemy samodzielnie.  

Skład: Aqua, Alcohol Denat., Glycerin, Hydrolysed Silk, Glycolic AcidPotassium Hydroxide, Phenoxyethanol, Caprylyl Glycol, Glycyrrhiza Glabra Extract.

Cena to ok. 32 funty za 100ml, opłaca się kupować większe opakowanie, bo wychodzi taniej. Zwróćcie uwagę na to, że w obiegu mogą być dwa opakowania. Jedno z nich (czarno-białe) to stara wersja i może być jeszcze w obiegu (sprawdźcie tylko datę przydatności do użycia).



Na zdjęciu widać skórę mojej twarzy przed kuracją i w trakcie - wydaje mi się, że efekty mówią same za siebie. Teraz używam tego produktu niema stale z małymi przerwami, gdyż skóra ma po nim ładniejszy koloryt, nabiera blasku, a pory są zmniejszone. Prawdopodobnie za jakiś czas sięgnę po kolejny produkt z tej linii dla uzupełnienia kuracji - serum lub krem. 

Kwasy a ciąża

W internecie sporo jest dyskusji na ten temat. Czytałam setki stron w języku polskim i angielskim, po tym jak moja położna stwierdziła, że ona nie wie nic na ten temat i mi nie pomoże. Po zrobieniu porządnego rozeznania uznałam, że będę używać w ciąży preparatu z kwasem glikolowym w stężeniu nie większym niż 5%, a także produktu z kwasem PHA, także 5%. Generalnie zasada taka, że kwasy powinny być stosowane w małym stężeniu w ciąży, bo zatrzymują się wówczas na poziomie naskórka, nie wnikając do skóry właściwej i powinno unikać się kwasu salicylowego (popularnego w wielu kosmetykach; może powodować powikłania dla dziecka). No i nie każda kobieta w tym okresie zniesie kosmetyki z kwasami - hormony płatają figle i właściwości skóry mogą się zmieniać. To jest sprawa indywidualna. Zdecydowanie unikałabym stosowania kuracji kwasami w gabinecie kosmetycznym w tym okresie - ich stężenie jest za duże. 

--

Pozdrawiam i do następnego razu! :)

Karolina


niedziela, 17 listopada 2013

Kawa to zuo!

A ja jestem zuo kobieto. Bo piję prawdziwą, kofeinową zaparzaną kawę w ciąży. Nie hektolitrami, w porywach 3-4 niewielkie kawy (mniej niż 100mg kofeiny w jednej porcji?) tygodniowo z dużą ilością mleka, ale wiadomo - kofeina w ciąży szkodzi tak samo jak czosnek, ostre przyprawy i inne, o których teraz nie pamiętam (sic!).
 


weekendowe śniadanie - tosty francuskie, powidła i zła kawa ♥
 

No dobra, umówmy się - nadmiar (podkreślam nadmiar - więcej niż 300mg dziennie) kofeiny na pewno szkodzi, zresztą mój organizm sam mi chyba podpowiedział, że kawa i mocna herbata na początku nie teges, bo w pierwszym trymestrze nie bardzo miałam na nie ochotę, mimo, że zasypiałam na stojąco, a często po obiedzie ze stołu zbierał mnie luby. Coli i napojów energetyzujących nie pijam w ogóle. Czekolady nie wcinam kilogramami. A kawę piję i będę pić, dopóki mam na nią ochotę, czy dopóki nie okaże się, że mam nadciśnienie.

Kawa w ciąży smakuje mi i traktuje ją jako coś ekstra, smakołyk, a nie podstawę mojej diety. Tak poza tym, to moje normalne ciśnienie to 90/55, a parę tygodni temu położna nie była w stanie w ogóle go wyczuć, a także pobrać krwi. Odeszła załamana z pustymi fiolkami. Ciśnienie miałam w statystycznej  normie, gdy skoczyło mi z emocji przed drugim usg - 120/80 - książkowe! Tak samo mi skacze, jak czytam, że od momentu zobaczenia pozytywnego wyniku na teście ciążowym kobiecie zostaje tylko kawa zbożowa przez 9 miesięcy.

Przesadzanie w obie strony jest niezdrowe. Pamiętajmy o tym. 

--
Pozdrawiam i do następnego razu! :)

Karolina