poniedziałek, 6 stycznia 2014

Lush. Pasty do czyszczenia twarzy.



W poprzednim wpisie kosmetycznym możecie przeczytać moją opinię o firmie Lush, jej kosmetykach do kąpieli, a dziś skupię się na dwóch pastach do czyszczenia twarzy (i ciała, ale ja używam tylko do twarzy) i będzie dużo bardziej pozytywnie niż ostatnio, choć nadal pewne wątpliwości mam, ale o tym czytajcie niżej. 




O ile w przypadku kosmetyków do kąpieli ponarzekałam sobie na SLS-y, czy niemiły zapach, to w przypadku tych dwóch past skład, zapach i działanie mnie zachwyciły. Obu past używam na skórę oczyszczoną z makijażu, to nie są kosmetyki do demakijażu. Są to pasty świeże, czyli bez konserwantów, ich trwałość to ok. 3 miesięcy.

Let the Good Times Roll
£6.35 za 100g 

Pasta czyszcząca do twarzy, lekko peelingująca i nawet ja, która nie znosi mechanicznych peelingów do twarzy (od długiego czasu używam tylko enzymatycznych kosmetyków złuszczających) jestem zadowolona. Składnik złuszczający to polenta, która jest bardzo drobną kaszką, stąd jej działanie jest delikatne. 

Składniki (odpowiednio do ilości użytej w kosmetyku) to: skrobia kukurydziana, gliceryna, talk, woda, olej kukurydziany, polenta, sproszkowany cynamon, środek zapachowy, wyciąg z gardenii i... popcorn. Przyznaję, że obecność ostatniego jest dla mnie bezsensowna, dla kogoś innego to może być bajer.

Skóra po użyciu jest niezwykle gładka, nawilżona, pięknie pachnąca. ZAPACH! Dla mnie to jest powód, dla którego bym wracała do tej pasty - spalony cukier, jak skorupka z creme brulee. Otwieram słoiczek i mam ochotę wyjeść zawartość łyżką. 

Angels on Bare Skin
£6.35 za 100g

Kolejna pasta oczyszczająca, której podstawą są zmielone słodkie migdały. Następnie gliceryna, glinka, woda, olejek lawendowy, ekstrakt z róży damasceńskiej, olejek rumiankowy, olejek z aksamitki, żywica balsamiczna, kwiaty lawendy. 

Konsystencja jest stała, a mała ilość pasty wymieszana z wodą na dłoni zamienia się w emulsję oczyszczającą, którą należy wmasować w skórę. Ja masuję minutę, czy dwie, potem zostawiam jeszcze na twarzy przed spłukaniem na ok. minutę. Efekt to skóra miękka, nawilżona, lekko złuszczona, pachnąca. Lawenda ma działanie relaksujące, ale i antybakteryjne.

Mój absolutny faworyt, ale przyznać Wam muszę, że podobną pastę ukręciłam sama w domu i efekt był niemal ten sam, stąd moje wątpliwości, czy warto wydawać tyle pieniędzy. Postanowiłam, że policzę koszt pasty wykonanej w domu i dam Wam znać wkrótce. Na pewno pasta Lush mimo swojej dość wysokiej ceny jest wydajna.

Myślę, że jeśli tylko będę w okolicach sklepów stacjonarnych, to skuszę się jeszcze na obie pasty, gdybym miała płacić dodatkowo za wysyłkę, to pewnie bym ich nie kupiła (jak wspomniałam w poprzednim wpisie Lush nie oferuje dobrych cen za wysyłkę). 

Podsumowując - bardzo dobry skład, rewelacyjny zapach i świetne działanie na mojej skórze. Nie dziwi mnie, że to są jedne z ich najbardziej popularnych produktów. 


Chętnie poczytam, czy znacie i lubicie, jakąś z tych past, albo może polecacie inne czyszczące pasty z Lush?

--
Pozdrawiam i do następnego razu! :)

Karolina

4 komentarze:

  1. Dla mnie Let the good times... pachniała jak ajerkoniak :), ale była ciut bardziej drapiąca, dlatego wolę świąteczne Angels..,, czyli Buche de Noel (które dla mnie pachnie trochę jak Christmas cake/pudding, ale delikatnie). No i właśnie: ta moja domowa podróbka Angels wyszła mi a/zbyt drapiąca, b/mimo trzymania w lodówce dość szybko się zepsuła, a Buche... jest wieczny, jak na razie (tak, jestem złą kobietą i używam po dacie ważności).
    B. lubię też Aqua Marina - z różową glinką i algami, b. delikatna i też pieruńsko wydajna.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, wpisuje te Aqua MArina na liste.

      Moja domowa pasta nie drapala. :) Moze po prostu mlynek mi sie lepiej sprawil, moze dluzej mielilam? Dodawalam oleju migdalowego i lawendowego. Rzecz jasna nie mam pozostalych olejkow i wplyw na cere nie bedzie taki sam, ale poziom oczyszczenia i wygladzenia jak przy kupnej.

      Jesli podejme sie robienia domowej jeszcze raz, to zrobie z wiekszej ilosci skladnikow (gliceryna, glinka) i policze koszt. Z czystej ciekawosci. :)

      Usuń
    2. Ja robiłam 2 x, mieliłam w młynku do kawy i wychodziła mi fajna, ale jednak drapanie jak w Let the good... Pewnie jeszcze popróbuję, ale dodam więcej płatków owsianych, może to złagodzi efekt. Glinkę to i wcześniej dodawałam, bo mam jakieś 0,5kg w domu ;).

      Usuń
    3. Ja właśnie oglądałam na stronach angielskich i jestem trochę skonfudowana, czty to co mam zamawiać, to po prostu kaolin, czy coś innego. Miałam kiedyś marokańską glinkę i była super.

      Usuń