Temat, który mało kogo zostawia obojętnym. ;)
W świecie ssaków zjadanie łożyska przez samice po porodzie to popularne zjawisko. Są dwie teorie na temat takiego zachowania i obie nie wykluczają się nawzajem. Jedna mówi o tym, że samica zjada ślady porodu, aby zataić fakt posiadania nowego potomstwa przed drapieżnikami. Druga za to twierdzi, że łożysko jest naturalnie bogate w pewne związki, które pomagają dojść do równowagi po porodzie, a także, że łożysko jest pierwszym i najłatwiej dostępnym pokarmem proteinowym dla samicy wyczerpanej porodem.
Dowodów naukowych na uzdrawiająca siłę łożyska nie ma, ale myślę, że gdyby jedzenie go musiałoby się odbyć dzięki pośrednictwu czy to koncernów farmaceutycznych, czy spożywczych, to badania i dowody pewnie by się znalazły. A że kobieta może w zasadzie załatwić sprawę sama, to nadal pozostaje to w sferze, nazwijmy to - medycyny ludowej.
Wbrew pozorom nie jest to nowa moda matek - celebrytek. Niestety dzięki nim to zjawisko zyskało nieco medialnego rozgłosu, a może stety? Nie, raczej niestety - jak mówię, że rozważam zjedzenie łożyska, to wiele osób pyta - jak Kim Kardiashian? :P W Chinach proszkowanie łożyska i spożywanie proszku w celach leczniczych to praktyka popularna od ponad tysiąca lat.
Najbardziej znanym ekspertem w dziedzinie zjadania łożyska (placentofagii) jest profesor Mark Kristal z University of Buffalo w Stanach Zjednoczonych,
który od 40 lat bada to zjawisko. Wg niego mimo, ze nie ma
żadnych dowodów na to, że ludzie z jakiegokolwiek kręgu kulturowego
zjadali swoje łożyska zaraz po porodzie, to potencjalnie
mogłoby ono mieć pozytywny wpływ na zdrowie kobiet... i mężczyzn. Z badan Kristala wynika, że zjadanie łożyska przez zwierzęta zapobiega występowaniu agresji wobec potomstwa i ma też
działać znieczulająco na ból w połogu i to w tym ostatnim naukowiec
upatruje przyszłość badań nad zasadnością spożywania łożyska przez
ludzi. Dla mnie to ciekawy aspekt, bo o ile wszelkie źródła koncentrują się na przebiegu ciąży, porodu, a potem instrukcji obsługi noworodka, to mało z nich mówi prawdę (czasem bolesna) o kondycji psychofizycznej matki w tygodniach po porodzie i sposobów na radzenie sobie ze złym samopoczuciem.
Nie ma potwierdzonych badań, jakoby spożycie łożyska pomagało kobietom w regeneracji po porodzie, w laktacji, zwalczało zmęczenie i depresję poporodowa, ale spójrzmy na fakty. Łożysko zbudowane jest głownie z protein, zawiera duże ilości żelaza. Przez miesiące był to organ, przez który do dziecka dostawały się składniki odżywcze, witaminy, przeciwciała. Naukowo
potwierdzone jest to, ze depresja poporodowa ma związek z brakami
ważnych elementów jak witamina B6 czy hormonu CRH, który odpowiedzialny
jest za redukowanie poziomu stresu w organizmie. Obie substancje, obok dużej ilości żelaza i protein znajdują się właśnie w łożysku. Dochodzą do tego relacje kobiet, które spożyły łożysko i zauważyły znaczną poprawę nastroju i kondycji w stosunku np. do poprzedniego połogu, podczas którego nie spożyły tego narządu. To oczywiście może być efekt placebo i o niczym nie świadczy, ale uważam, że jeżeli nawet tym efektem, potęga podświadomości można sobie pomoc, to może warto?
Jestem smakoszem i w zasadzie wszystkiego spróbuję w życiu. Chociaż raz. Z czystej ciekawości. Jednak zmielenie mojego surowego łożyska z pysznymi owocami leśnymi i spożycie w postaci koktajlu (to jest jedna z opcji, podobno lepsza niż smażenie, które zabija wiele dobroczynnych składników) chyba jest ponad moje siły. Są natomiast inne formy i o nich, a także o tym, czy zdecydowałam się zjeść swoje łożysko i jak to zorganizować w UK, dowiecie się z kolejnego wpisu za kilka dni.
--
Pozdrawiam i do następnego razu! :)
Karolina
Nigdy nie myślałam o zjedzeniu łożyska ;). Tzn. nawet nie zastanawiałam się, czy bym to zrobiła w tej - dość mało prawdopodobnej - sytuacji, że bym się stała jego posiadaczką. Teraz się zastanawiam i... nie, opcji zmiksowanej nawet nie będę sobie wyobrażać :D. Pewnie bym się nie zdecydowała bez jakiegoś b. mocnego poparcia naukowego (skoro suplementów w tabletkach nie łykam od, nie wiem, 10 lat, a hormonów jeszcze dłużej ;).
OdpowiedzUsuńNo wlasnie, suplementow tez nie lykam, z hormowo zrezygnowalam ze 2-3 lata temu. A ten temat nie daje mi spokoju. ;)
UsuńCiekawy temat, tez o nim troche czytalam ale sama chyba odpuszcze sobie swoje lozysko.
OdpowiedzUsuńNo chyba, ze wezme do ogrodka, slyszalam ostatnio, ze pomidory ladnie rosna na lozyskowym nawozie :-)
Dotarlam do informacji, ze czesc kobiet zakopuje je w ogrodku i sadzi na tym drzewo. Zreszta jak sie przyjrzysz strukturze lozyska, to tam te tkanki ukladaja sie na ksztalt drzewa. :) Slyszalam, ze niektorzy na to mowia: tree of life. :)
UsuńFaktycznie jak drzewo, wlasnie wczoraj obejrzalam sobie lozysko na zdjeciu. Ostatnio po przeczytania ksiazki 'Polozna' autorstwa Jeannette Kalyta nabralam odwagi, zeby zaczac czytac o przebiegu porodu, wiec jest to temat u mnie bardzo bardzo na topie :-)
UsuńU mnie też. Teoretycznie powinnam już mieć plan porodu, ale ciągle czekam na dodatkowe usg. Dopóki nie będzie wyników, to nie mogę planować. Więc w zasadzie od środy będzie przygotowanie do D-Day. ;)
UsuńTak, jest trend na zakopywanie, ale to ma moim zdaniem sens, jak się ma własny ogród. Moja mama mi radziła zachować i zrobić z niego maseczkę, w sumie ma to sens, bo placenty zwierzat od dawna sa wykorzystywane w kosmetyce, ale nie miałam do tego przekonania.
OdpowiedzUsuńTak masz rację, stąd nawet nie pomyślałam o tym, a poza tym nie mam emocjonalnego stosunku do łożyska. ;) W sensie, aby robić z nim jakieś czary - mary. Składniki odżywcze to inna bajka.
UsuńKiedyś brytyjskie szpitale sprzedawały łożyska koncernom kosmetycznym, ale jakiś czas temu od tego odeszły i jak mi powiedziano - łożysko jest prywatną własnością każdej rodzącej. ;)
Doula, z którą jestem w kontakcie robi jednak maści i kremy. :)
Nigdy nie rozwazalam takiej mozliwosci, a nawet jesli by tak bylo to momentalnie zrezygnowalabym z tej mozliwosci po porodzie. O ile lozysko urodzonego o czasie dziecka moze kojarzyc sie z watroba, albo innym organem, to wyobraz sobie lozysko dziecka mocno przenoszonego. Nieciekawy widok. Tak mi sie skojarzylo z sezonowana wolowina:-)
OdpowiedzUsuńWiadomo, że w takim przypadku odchodzi się od tego - chodzi o to, aby ten organ był w najlepszej możliwej kondycji. Skojarzenie z wołowiną przednie. ;)
UsuńJestem przerażona. I tym bardziej z niecierpliwością czekam na kolejny wpis :D.
OdpowiedzUsuń:D
UsuńBędzie trochę więcej szczegółów. ;)
wiesz dobrze, że też jestem smakoszką, nie mam też uprzedzeń co do spożywania różnych dziwnych produktów, ale czułabym się chyba jednak nieswojo zajadająć własne łożysko; i nie ma to nic wspólnego z ciekawością smakosza lub jej brakiem.... szczerze mówiac, dopiero po Twoim wpisie dowiedziałam się, że jedzenie lozyska bywa praktykowane...może zjadłabym je, gdyby zbawienny wpływ konsumpcji był udowodniony na tyle, że bariery czy opory natury psychlogicznej bledną...póki co, dzieci nowych nie planuję i zapewne łozyska własnego nigdy nie skonsumuję, ale jakoś nie żałuję.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
Usuń